czwartek, 23 lutego 2017

ZAPOWIEDŹ: Die for Valhalla! - od przegranego konkursu do zwycięskiej zbiórki

Na początku był konkurs. Trzech przyszłych twórców Die for Valhalla! przygotowało na niego grę Company of Vikings. Rozrastająca się grupka skandynawskich wojowników szła tam w to drugie lewo, naparzając gobliny i gromadząc punkty chwały. Plebiscytu Kompanią wprawdzie nie wygrali, ale pomysł na kreskówkową w wyglądzie naparzankę z wikingami w roli głównej tak im się spodobał, że po paromiesięcznym okresie hibernacji ponownie wyjęli z szuflady rogate hełmy i topory, żeby całkowicie oddać się udoskonalaniu produkcji – tym razem w 4-osobowym teamie, pod szyldem Monster Couch. Nie powstający już pod przemożną presją czasu projekt rozrósł się o kolejne usprawnienia i niuanse, przekształcając się w Die for Valhalla!

Company of Viking dalej można zresztą ograć za darmo (przodka DV! znajdziecie pod tym adresem), co sam chętnie uczyniłem. Wprawdzie pod niektórymi względami gra jest bardzo prosta – nie sposób na przykład obrócić postaci w lewą stronę – ale to właśnie tam Monster Couch położyło fundamenty, na których oparło najciekawsze cechy Die for Valhalla!

Valhalla to dopiero początek


W Company of Vikings śmierć woja, którym zaczynaliśmy bieg ku wiecznej chwale, nie musiała oznaczać końca gry. Po drodze bowiem podłączali się do niego kolejni towarzysze broni, dzięki czemu po zabraniu przez walkirię jednego z nich, płynnie przechodziliśmy do grania następnym. W Die for Valhalla! rozwiązano to jeszcze ciekawiej – wcieramy się właśnie w eteryczną Walkirię, która może opętać wikinga bądź wskrzesić go z grobu, a potem walczyć w jego ciele. Zresztą, nie tylko w ciele wikinga, bo Monster Couch zapowiada również możliwość opętania wrogów lub… przedmiotów nieożywionych, w rodzaju drewnianego pala czy beczki. Coś w sam raz dla fanów Metal Gear Solid.


Walkiria może przeskakiwać pomiędzy nosicielami, sama jest jednak delikatna i podatna na zranienie, więc trzeba nią zręcznie lawirować. Zdatni do zamieszkania wojowie mają reprezentować siedem archetypów, różniących się podstawową bronią (miecz, łuk, dwuręczny topór itp.), zmieniających sposób walki na siekanie, tłuczenie lub strzelanie. Bo w gruncie rzeczy właśnie o walkę, premiującą wyczucie i timing, rozchodzi się w Die for Valhalla!

Wyprawa po wieczną chwałę


Zróżnicowania rozgrywki na różnych etapach mają dostarczyć zawarte w DV! elementy RPG. Wikingowie za zabójstwa bądź śmierć w boju nagradzani są Chwałą, dzięki której Walkiria i jej marionetki mogą rozwijać swoje umiejętności – wliczają się w to zarówno pasywne bonusy w rodzaju zwiększenia ilości życia lub współczynnika ataku, jak i np. rozwinięcie zdolności opętania tak, żeby obejmowała również istoty i przedmioty pozbawione bród.


Kolejnym elementem kojarzącym się z turlaniem wielościennymi kostkami jest historia. W modny od paru lat sposób ma zmusić nas do podejmowania decyzji, które będą miały swoje konsekwencje. Na screenach widać również coś na kształt dialogów, ale czy rozmowy są interaktywne – tego nie wiem. Przyznam, że akurat co do fabuły mam pewne obawy. Hasło promujące ją "rzeczy nie zawsze są takie, jakimi się wydają" lekko trąci banałem. Mimo wszystko w takie gry jak Die for Valhalla! szpilam raczej nie dla literackich uniesień czy głębokich metamorfoz bohaterów, ale dla czystej rozrywki, więc jedno nie powinno przeszkadzać drugiemu.

Z tarczą lub tarczami



Tym bardziej, że nazwa studia tworzącego Die for Valhalla! nie wzięła się znikąd. Panowie z Monster Couch są takimi entuzjastami kanapowego współgrania z przyjaciółmi, że nawet wciągnęli rzeczony mebel do nazwy studia. Siłą rzeczy nie mogło więc zabraknąć tego wariantu rozgrywki w DV!, które pozwoli na równoczesną grę maksymalnie czterem Walkiriom przy jednej konsoli. W połączeniu z zapowiedzią generowania poziomów z gotowych klocków, dzięki czemu każde podejście do gry powinno być nieco inne, gra zapowiada się na dobry imprezowy szpil, który nie znudzi gospodarza, ale równocześnie zaciekawi postronnych.

Parę osób ograło już osobiście DV! i zdążyło to udokumentować, więc jeżeli chcecie zobaczyć wikingów w akcji, obejrzyjcie np. przesympatyczny filmik Młoteczki albo let's play Hogatego.
Wygląda to obiecująco. Wikingowie rozwijają się, przeciwnicy mają zróżnicowane sposoby ataku. Z pewniejszym werdyktem wstrzymam się jednak do czasu, aż sam położę łapska na stylistku pada i sprawdzę, jak wszystkie te obiecujące składowe sprawdzają się w praktyce. Najlepiej w coopie. 


Jeżeli Was również korci, żeby to zweryfikować, wciąż można wziąć udział w zbiórce na Die for Valhalla! na Kickstarterze, gwarantując sobie klucz do pełnej wersji za około 36 złotych. Ponad 200 graczy zapewniło już swoimi portfelami powstanie debiutanckiej produkcji Monster Couch, dowodząc, że jedna przegrana w konkursie nie musi okazać się końcem marzeń o gamedevie. Premiera zapowiadana jest na przełom maja i czerwca, no, wrzesień maksymalnie. Miejmy nadzieję, że na końcu tej historii będzie opromienienie chwałą pierwszej produkcji Kanapowców. 




Producent: Monster Couch 

Poprzednie gry studia: Company of Vikings

Platforma: PC, Xbox One, PS4, później (może) Nintendo Switch  

Data wydania: przełom maja/czerwca 2017, najpóźniej wrzesień

Gatunek: beat 'em up


Niezmiennie namawiam do polajkowania profilu Monster Couch oraz Gry Made in Poland, żeby nie przegapić następnych ciekawych kąsków od developerów i - mam nadzieję - kolejnych tekstów, wystawiających moją wiedzę o mitologii nordyckiej na próbę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz